Pomóż ocalić życie bezbronnemu
Celem konkursu było rozwijanie wśród młodzieży wrażliwości na obronę życia człowieka poprzez promowanie tematyki pro-life, zachęcanie młodzieży do twórczego myślenia i ujawniania swoich talentów plastycznych, dziennikarskich, literackich, filmowych oraz kształtowanie wśród młodzieży wyobraźni i umiejętności prezentowania otaczającego świata.
Jak zauważyli organizatorzy – Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka, tegoroczna edycja konkursu cieszyła się rekordowo dużym powodzeniem. Na konkurs zostało nadesłanych ponad 1100 prac z całej Polski. Jury oceniło je w trzech kategoriach: literackiej, plastycznej i multimedialnej.
Uczennica Liceum Ogólnokształcącego w Siemiatyczach wiele razy brała udział w konkursach ogólnopolskich, wojewódzkich i diecezjalnych i wykazała się talentem plastyczno-literackim oraz wiedzą ze znajomości Pisma Świętego i o św. Janie Pawle II. Gratulujemy sukcesów!
CIDD
Wyróżniona praca literacka Aleksandry Oleksiuk:
Tu wszystko się zaczęło
Emilię obudził pocałunek. Otworzyła oczy i ujrzała swojego męża, delikatnie ściskającego ją za chłodne palce.
– Dzień dobry, kochanie. Doktor już przyszedł.
Kobieta usiadła i spojrzała na stojącego obok nieznajomego o mądrych, ciemnych oczach. Wymienili się uśmiechami. Powiedział, że ma na imię Samuel i dokona wszystkiego, co w jego mocy, aby uratować zarówno dziecko, jak i szanowną matkę, po czym poprosił o szczegółowe przedstawienie problemu.
Mężczyźni udali się do kuchni; zaraz dołączyła do nich ubrana i uczesana Emilia. Usiedli do stołu.
–Ma pani już jedno dziecko? – spytał doktor.
– Tak, trzynastoletnie. – Kobieta ze smutkiem spojrzała w dół. – Rozumie pan, najbardziej boję się o niego; gdybym odeszła, w połowie osierociłabym mojego chłopca. Sama byłam w jego wieku, gdy straciłam matkę i nie chciałabym…
Po chwili ciszy przełknęła ślinę, spojrzała znów na Samuela i dodała, że mieli też córkę, która niestety zmarła niedługo po narodzinach.
– Minął już jakiś czas, ale ból pozostał. Nie wyobrażam sobie, jak bym się czuła, gdybym to ja miała być powodem śmierci własnego dziecka. – Lekko się wzdrygnęła. – To dosyć… trudne do wyobrażenia.
– Oczywiście, aborcja dokonana dla własnej wygody czy podobnego powodu wydaje się oburzająca, jednak gdy stajemy przed wyborem: życie pani lub życie dziecka, czy na pewno chce pani podjąć taką, a nie inną decyzję? Niewykluczone jest, że oboje stracicie życie, a na dodatek pogrąży pani i syna, i męża w żałobie – zauważył doktor.
Emilia smutno się uśmiechnęła.
– Kto dał mi prawo do decydowania o życiu lub śmierci innej osoby? Jeśli tak chce Bóg, mogę poświęcić własne życie, choć niezbyt zdaję sobie jeszcze z tego sprawę i wiem, że… – Spojrzała na męża, patrzącego na nią z czułością. – Może nie jestem na tyle dojrzała, żeby podjąć tak poważną decyzję zupełnie świadomie, lecz wychowano mnie w wierze i miłości do Boga, więc może właśnie teraz On chce mnie postawić przed sprawdzianem z tego wychowania?
– Poza tym wierzymy, że pan zapewni jej odpowiednią opiekę – wtrącił mąż. – Skoro mowa o Bogu, przecież musi posługiwać się ludźmi jako narzędziami, czyż nie?
– Nie wątpię, proszę pana – odpowiedział doktor – ale chciałbym, żebyśmy wyjaśnili sobie, jak ryzykowne będzie podtrzymywanie tej ciąży. Mamy początek dwudziestego wieku i medycyna – choć prze do przodu – nie jest zdolna czynić cudów. Być może za sto lat to by się udało; teraz apeluję jedynie o ostrożność.
Małżeństwo pokiwało głowami. Emilia chwyciła męża za rękę, a drugą dłonią pogłaskała brzuch, w którym rozwijało się jej ukochane maleństwo.
Przez jedną krótką chwilę przelał się przez jej duszę cały wodospad myśli: od tych strasznych, krzyczących wściekle, obwiniających ją o nieodpowiedzialność czy o egoizm i pychę „bohaterki” (próbującej udowodnić światu, że potrafi oddać za kogoś życie, jednocześnie myśląc tylko o sobie), do tych łagodnych i uspokajających – jak głos matki opowiadającej jej Ewangelię do snu – roztropnie zauważających, że to dziecko sam Bóg miał w swoich planach. Czy pozwoliłby na powstanie nowego życia, gdyby nie miało to żadnego sensu? Gdyby miało to przynieść tylko ból i śmierć? Czyż Stwórca nie jest mądrzejszy od stworzenia i nie ma nieporównywalnie szerszego spojrzenia na rzeczywistość?
Do Emilii jak przez mgłę dobiegały pojedyncze słowa męża, który opowiadał szczegółowo o tym, jak ubiegłej jesieni najlepszy ginekolog w mieście położył cień na ich wielką radość z daru nowego dziecka, niedługo po badaniach rekomendując dokonanie aborcji. Dziecko miało urodzić się tylko kosztem jej życia, co owemu lekarzowi wydawało się absurdem. Jaka kobieta dobrowolnie pozostawiłaby dwoje dzieci tylko z ojcem, pozbawiając je matczynej opieki? Na pewno nie „niewiasta pobożna i rozsądna” – tak twierdził uczony.
Emilia zastanawiała się, czy gdyby nie wierzyła w Boga i w świętość życia danego od Niego, nie miałaby takich oporów przed dokonaniem „zła koniecznego”? Gdyby piąte przykazanie nie byłoby dla Niej prawem Boskim, a jedynie ludzkim stwierdzeniem moralnym, które można poddać relatywnej zmianie?
Z zamyślenia wyrwał ją lekki skurcz. Zaskoczona, skrzywiła się i westchnęła. Mąż przerwał wypowiedź w pół zdania i spojrzał na nią z niepokojem.
– Wszystko w porządku?
– Tak, Karolu… wszystko dobrze. – Zagryzła wargi i przymknęła oczy. – Muszę uspokoić myśli.
– Chciałbym zapewnić, jak już uczyniłem to rano, że zrobię wszystko, aby uratować oba życia, jeśli taka jest państwa wola – odezwał się doktor, widząc, że dłuższa wizyta nie będzie najlepsza dla słabej fizycznie i dręczonej w duchu kobiety.
Emilia łagodnie pokiwała głową, potwierdziła swoją gotowość do podtrzymania ciąży i zaraz udała się z powrotem do łóżka, starając się uspokoić burzę, która w niej panowała.
***
Temperatura powietrza dochodziła do trzydziestu stopni. Ludzie spokojnie spacerowali pod oknem domu, w którym właśnie przychodziło na świat nowe życie – a trzeba przyznać, że zaraz po przyjściu chciało ono dać do zrozumienia, że już się pojawiło, wytężając małe płucka i krzycząc na cały głos.
Akuszerka oznajmiła wyczerpanej mamie, że chłopiec ma się dobrze. Przez otwarte okno dochodziły śpiewy kończącej się już litanii loretańskiej.
– Moje kochanie – jęknęła mokra od potu Emilia, wyciągając ręce po synka. – Moje maleństwo… Jak mogłabym cię zabić? Och, już lepiej, gdybym…
Trochę się rozkasłała. Po chwili mogła już przytulić dziecko do piersi, zachwycając się nim z bliska. Zastanawiała się, jak będzie wyglądało i kim zostanie, gdy jej już tu nie będzie. Czy zrobi mu wielką krzywdę, gdy odejdzie?
Przymknęła oczy i przy kończącym się nabożeństwie majowym poprosiła Najświętszą Panienkę, aby prowadziła jej syna przez życie i stała się dla niego matką, jak dawno temu stała się nią dla Jana pod krzyżem.
– Może nie jestem szczególnie wykształcona, lecz cichutko powiem, że według mnie „najlepszy ginekolog w mieście” troszkę się pomylił – wtrąciła akuszerka w rozmowie z Karolem. – Myślę, że pańska małżonka zdąży jeszcze dużo nauczyć waszego słodkiego malca.
– Wierzę w to – odpowiedział mężczyzna z uśmiechem. – Opatrzność na modlitwie przysłała mi pewne myśli. Zastanawiałem się, jak wielkim człowiekiem zostanie nasze cudownie uratowane dziecko. Może samo będzie obrońcą życia?
Akuszerka serdecznie pokiwała głową i po chwili ciszy spytała, jaka dziś data; musi ją wpisać w pewne papiery, a przez dzisiejszy stres jest trochę roztargniona…
– Osiemnastego maja tysiąc dziewięćset dwudziestego roku – odpowiedział Karol, patrząc na ukochaną kobietę i dziecko na jej piersi; obie te osoby wydawały się jaśnieć jakąś dziwną poświatą, niby anioły.